Uzupełnienie
Zadzwonił do mnie Tomasz Mossakowski, aby powiedzieć, że jego syn nie jest w kadrze. Podstawowy koń Jana Mossakowskiego jest kontuzjowany, a poza tym wyjeżdża on na jakiś czas na Wyspy Brytyjskie. Cieszę się, że nie ma (i przez jakiś czas nie będzie) konfliktu interesu w tym, że Tomasz Mossakowski jest p.o. menedżera WKKW. Spieszę więc sprostować to co napisałem, a jednocześnie przekazać tę dobrą informację do wiadomości publicznej, zwłaszcza że tych dobrych nie ma zbyt wielu. A propos.
Kolega Mossakowski przekazał mi też wiadomość, że Piotr Kulikowski został polecony przez niego i komisję WKKW, a następnie zaaprobowany przez zarząd, jako asystent trenera kadry Andreasa Dibowskiego. Będzie tę funkcję pełnił społecznie, a jego głównym zadaniem ma być opieka nad juniorami i młodymi jeźdźcami.
W ten sposób zarząd częściowo naprawił swój błąd, który polegał na tym, że rozpisując konkurs na trenerów kadry zapomniał o stworzeniu dwóch funkcji: trenera kadry seniorów oraz trenera kadry juniorów i młodych jeźdźców (mowa o konkurencjach olimpijskich). Krytykowałem pomysł, że Dibowski, nadal czynny zawodnik niemieckiej czołówki, ma się zajmować nie tylko polskimi seniorami, ale także juniorami i młodymi jeźdźcami. Uważałem (i nadal uważam) to za fizycznie niewykonalne, a zatem szkodliwe. Rozumiem, że podstawowym zadaniem kol. Kulikowskiego, formalnie asystenta głównego trenera, będzie zajmowanie się juniorami i młodymi jeźdźcami. To dobre rozwiązanie.
Tylko dlaczego władze PZJ nie chwalą się tą decyzją publicznie? I znowu – dwója dla sekretarza generalnego i zarządu za politykę informacyjną. Panowie! Kiedy wreszcie zrozumiecie, że informowanie na bieżąco o ważnych dla środowiska decyzjach jest waszym obowiązkiem! Zaniedbując ten obowiązek, popełniacie nie tylko błąd, ale przy okazji szkodzicie samym sobie!
Stawiajmy na młodych
Przy okazji dwie refleksje. Dlaczego błąd został naprawiony tylko częściowo? Piotr Kulikowski będzie nieformalnym trenerem kadry juniorów i młodych jeźdźców. A dlaczego nie mógł zostać nim formalnie?
Pomijając to, że narzucają to warunki (złe) konkursu na trenera kadry, to zapewne wchodzi tu w rachubę inny czynnik. Wiek kol. Królikowskiego. Na oko koło trzydziestki. Czyli zbyt młody, aby samodzielnie pełnić odpowiedzialną funkcję. Takie myślenie pokutuje zapewne u wielu z tych, którzy są u władzy. A kto jest u władzy? Popatrzcie Państwo na twarze i pesele członków rady i zarządu. Większość z nich to pokolenie plus-minus 60.
Ja też się do niego zaliczam. Ale w przeciwieństwie do większości uważam, że czas na odmładzanie wszystkiego: zarządu, rady, środowiska sędziowskiego, itd., itp. Czas dopuścić pokolenie 30-40-latków do współrządzenia. Czas im oddawać odpowiedzialność za los jeździectwa. My już jesteśmy pokoleniem schodzącym. Nie będziemy żyć wiecznie. Nie możemy uważać, że 30-latek jest za młody i zbyt niedoświadczony, aby pełnić odpowiedzialne funkcje. Aleksander Wielki w wieku 33 lat już nie żył, ale wcześniej podbił pół świata.
Ciagłość władzy
A druga refleksja dotyczy ciągłości władzy. Powinniśmy wprowadzić do naszego środowiska zasadę, aby wchodzenie i wychodzenie z kolegialnych ciał odbywało się na „zakładkę”. Tak jak to jest w FEI. Nie wymyślam więc nic oryginalnego, apeluję jedynie, aby powielać dobre przykłady.
Pod tym względem (ale to była wypadkowa wielu zdarzeń, a nie świadome działanie) dobrze się stało, że na listopadowym zjeździe wymieniony nie został cały zarząd, a jedynie 3 osoby w 5-osobowym ciele. Zachowana została ciągłość.
Bo wielkim problemem i błędem jest to, że podczas normalnych (tych co 4 lata) zjazdów wyborczych, na ogół następuje wymiana całego zarządu, całej rady czy komisji rewizyjnej itd. Przychodzą nowi i muszą się uczyć wielu rzeczy od początku. A wiadomo, jak się człowiek uczy, to popełnia błędy. Najlepiej to widać po błędach, jakie popełnia nowy (częściowo) nowy zarząd.
Teraz mamy wpisane w statut, że zjazdy muszą się odbywać co roku. Nie byłby więc wielkim problemem, gdyby co roku z zarządu musiała odejść jedna osoba, a na jej miejsce wejść nowa, wybrana na danym zjeździe. Wiem, że ciężko będzie tę zasadę wprowadzić po raz pierwszy, bo zawsze ktoś będzie poszkodowany. Czyjaś kadencja będzie dłuższa, a czyjaś krótsza. Trzeba popracować nad dobrymi przepisami. Ale jak już ta zasada zostałaby wprowadzona w życie, to kadencja członków zarządu trwałaby dla wszystkich po 4 lata, ale nie zaczynałaby się i nie kończyłaby się w tym samym roku.
Zawsze mielibyśmy do czynienia z ciągłością władzy. Sądzę, że to byłoby z korzyścią dla nas wszystkich.
Marek Szewczyk


