Pożegnanie Michała
Michał Wierusz-Kowalski był bez wątpienia człowiekiem bardzo ambitnym. Ale miał rzadko spotykaną zaletę, że liczne ambicje łączył z wielkim wkładem pracy, aby postawione sobie cele osiągać. Kiedy się przyglądałem, jak skutecznie udziela się na wielu polach, nie mogłem wyjść z podziwu, skąd on na to wszystko bierze czas?
Szefowanie firmie Master Film, prowadzenie kwartalnika „Hodowca i Jeździec”, praca na uczelni w nauczaniu przyszłych dziennikarzy, udzielanie się w Polskim Związku Hodowców Koni w obszarze szeroko pojętego PR i reklamy, starty na zawodach w skokach przez przeszkody, co przecież poprzedzane było codziennymi treningami i to na kilku koniach, i wreszcie rodzina. Doprawdy, Jego aktywność była niepojęta.
Obszar reklamy, PR, to był jego największy żywioł. Przy takiej właśnie okazji bliżej się poznaliśmy w połowie lat 2000. organizując wspólnie mistrzostwa Polski na Kozielskiej. Zarówno Michał, jak i Jego ojciec Rafał Kowalski, mieli swoją stajnię, swoje konie, swój klub, a przecież zaangażowali się w organizację wielkich zawodów na hipodromie przy ul. Kozielskiej. Zaangażowali się, bo pracę przy tych imprezach traktowali nie tylko jako działanie na rzecz Stowarzyszenia Klub Jeździecki Legia Kozielska, gdzie wówczas działałem, ale przede wszystkim na rzecz środowiska warszawskiego. Po prostu na rzecz polskiego jeździectwa, nawet jeśliby miało to zabrzmieć górnolotnie. A Michał zaangażował się szczególnie. Mało kto wie, że samochód, jakim odjechał z Kozielskiej Jacek Zagor, który w 2005 roku wywalczył tytuł mistrza Polski w skokach przez przeszkody, „wychodził” właśnie Michał.
Mało kto wie, że Michał wraz ze swym ojcem starali się kupić „Konia Polskiego”. Niestety, ówczesny główny udziałowiec miesięcznika, „polski” Francuz, wieloletni korespondent „Le Monde’a” w Polsce, kiedy po wielu latach spędzonych w naszym kraju został odwołany do swojej ojczyzny, nie zdecydował się odsprzedać swych udziałów panom Kowalskim. Do dziś tego żałuję, bo pewnie losy pisma byłyby inne. Byłyby lepsze. Bo pismo miałoby właściciela, a wiadomo – pańskie oko konia tuczy.
Gdyby to Michał został wydawcą „Konia Polskiego”, pewnie z czasem musiałbym mu oddać wodze, aby to On kierował, aby to On został redaktorem naczelnym. To byłoby naturalne nie tylko z powodów własnościowych, ale także z powodów pokoleniowych. Młodsi muszą przejmować władzę i co za tym idzie odpowiedzialność za te obszary, jakimi im przychodzi kierować. Taka jest kolej losu.
A że Michał się do tego nadawał, udowodnił kierując „Hodowcą i Jeźdźcem”. Kierując skutecznie.
Środowisko Polskiego Związku Hodowców Koni miało szczęście, że trafił im się taki współpracownik, który z takim zaangażowaniem działał na rzecz – kiedyś by się powiedziało – propagandy. Hasło „Teraz polskie konie”, akcja ze zdjęciami pokazującymi różne rasy koni czy różne ich wykorzystanie umieszczane na ogrodzeniu w Alei Wyścigowej na Służewcu, działanie przy pokazach hodowlanych na wielu zawodach międzynarodowych organizowanych w Polsce, i inne akcje – to wszystko Jego inicjatywa. Ale też środowisko hodowców doceniało to co robił. Widać to było choćby po liczbie koleżanek i kolegów, którzy przyszli go pożegnać.
Środowisko Polskiego Związku Jeździeckiego nie potrafiło w taki stopniu jak PZHK skorzystać z Jego pomysłów, kiedy działał w zarządzie PZJ.
Miałem nadzieję, że to się może zmieni, kiedy powstał pomysł, abym kandydował na prezesa PZJ. Pierwszą osobą, do której się zwróciłem z propozycją, aby weszła do zarządu PZJ, gdybym został wybrany, był właśnie Michał. Wówczas odmówił. Ale ostatnio nasze na ten temat rozmowy wyglądały inaczej.
Zresztą, kto wie, może to On byłby jesienią tego roku kandydatem na prezesa PZJ, a ja bym go wspierał i ewentualnie z nim współpracował w zarządzie?
No cóż los zrządził inaczej. Ale los nie jest sprawiedliwy. Dlaczego musi odejść ktoś tak pracowity i tak utalentowany, a wielu innych, którzy tylko dają się nieść fali życia, korzystać z niego i patrzeć jak tu się nie napracować, trwają na tym padole?
Żegnaj Kolego. Niech Ci ziemia lekką będzie.
Marek Szewczyk


