Jesteś członkiem Rady - żyrujesz
Przeczytałem ostatni wpis Marka Grzybowskiego na jego blogu „Koń, a sprawa polska”. Inspiracją do powstania tekstu pt. „Wzrost i upadek” jest artykuł profesor Krystyny Chmiel zamieszczony na portalu www.polskiearaby.com pt. „Program odkurzony”, nawiązujący do „Polskiego programu hodowli czystej krwi arabskiej” opracowanego w 2001 roku przez Izabellę Pawelec-Zawadzką, Mariana Budzyńskiego i autorkę artykułu.
Marek Grzybowski zajął się w najnowszym tekście tylko analizą źródeł sukcesów, a dokładnie tylko jednym z dwóch źródeł – a mianowicie państwowym systemie hodowlanym. O drugim źródle, czyli o odpowiednim programie marketingowym, a także o przyczynach upadku hodowli, ma napisać w kolejnym tekście.
Zastanowiły mnie te oto dwa zdania z początku tekstu autora:
Niewątpliwy sukces polskiej hodowli koni czystej krwi wyraża się zazwyczaj w milionach dolarów, tytułach czempionów, niezliczonych wypowiedziach publicystów, hodowców, pasjonatów. Nigdy jednak nie spotkałem się z żadną analizą, skąd ten sukces się wziął, sukces który mógłby być wzorem do powtórzenia w polskiej hodowli koni innych ras.
Marku! Ponieważ znamy się wiele lat i jesteśmy na TY, pozwól na kilka słów refleksji. I nie chodzi tylko o ten ostatni Twój wpis, ale także kilka poprzednich, które przy okazji sobie odświeżyłem.
Domniemam, że nie miałeś okazji do przeczytania mojego artykułu, jaki 16 lat temu ukazał się na łamach „National Geographic”, któremu redakcja polskiej wersji tego miesięcznika nadała tytuł „Końska arystokracja”. A w tym drugim określeniu nie chodziło tylko o konie, ale także o ludzi. Artykuł ten powstał na zamówienie „National Geographic”, a główne zadanie, jakie mi postawiła redakcja, było to, aby spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego najlepsze na świecie konie arabskie rodziły się i rodzą się w Polsce, a nie na Półwyspie Arabskim.
Mam nadzieję, że udało mi się temu zadaniu sprostać. Zresztą zarówno Ty, jak i wszyscy czytelnicy mojego bloga mogą sobie sami wyrobić w tym względzie opinię. Dzięki uprzejmości „National Geographic” mogę bowiem zaprezentować ten tekst z roku 2002 (jego wersja w formacie pdf została dołączona do tego tekstu).
Wiem nie od dziś i wiedzą to wszyscy, którzy Cię Marku znają, że Twoim „konikiem” jest państwowa hodowla koni. Uważasz, że obowiązkiem państwa jest nadal prowadzić hodowlę koni arabskich, że to właśnie jej „państwowość” przyczyniła się głównie do odbudowy tejże po II wojnie światowej i do jej sukcesów, że przejęcie tej hodowli przez najpierw AWRSP, a potem ANR, czyli organy powołane głównie do sprzedawania i dzierżawienia majątku po PGR-ach i innych państwowych gospodarstwach, było błędem (jak to określiłeś? „Macoszy właściciel”?). I nadal uważasz, że państwo (ale poprzez inny organ nadzorczy) powinno się tą hodowlą zajmować, bo to gwarantuje ciągłość i fachowość.
Popieram ten pogląd. A mój artykuł sprzed lat, chociaż dotyczy kilkuset lat, a nie tylko okresu po II wojnie światowej, wpisuje się w Twoje tezy. Mocno podkreślałem w swoim artykule, że decydującym czynnikiem było olbrzymie zaangażowanie ludzi, którzy tę hodowlę prowadzili, oraz ich wielkie znawstwo. Podkreślałem też, że dzięki temu, iż po II wojnie światowej arabskie stadniny były państwowe, Andrzej Krzyształowicz mógł pracować w Janowie Podlaskim 51 lat, a Ignacy Jaworowski w Michałowie – 43.
Wtedy, w 2002 roku, w obu stadninach rządy pełnili już (odpowiednio) Marek Trela i Jerzy Białobok. Nie pisałem wówczas o świetnych efektach tej ciągłości, jaką obaj prezesi-następcy zapewnili obu stadninom, bo byli dopiero na początku drogi.
Ta ciągłość została brutalnie i bezsensownie przerwana 19 lutego 2016 roku i to z bardzo niskich pobudek: dwóch prywatnych hodowców, którzy mieli dostęp do ucha ministra Krzysztofa Jurgiela wsączyło mu do niego jad i lawina została uruchomiona.
Marku, wróćmy do teraźniejszości. Jak już mówiłem, przeczytałem też inne twoje teksty. Podzielam Twoje zastrzeżenia do projektu „Narodowego Programu Hodowli Koni w Polsce” stworzonego przez profesora Mariana Kapronia. Przebrnąłem przez tę akademicką cegłę. Miliony słów wylane na papier, naukowe wywody, jak powstawały rasy, ale zero konkretów, jak tę hodowlę prowadzić obecnie. W jakim kierunku? Jakie cele dla jakich ras? I jak te cele osiągać.
Przeczytałem też Twoje refleksje po wizycie, jaką złożyłeś ministrowi Jurgielowi. Jako członek Rady ds. Hodowli Koni powstałej przecież z inicjatywy tego ministra, czułeś się w obowiązku wypowiedzieć swoje zdanie. Jak się czułeś po tej wizycie?
Jako członek Rady napisałeś listy otwarty do prezydenta Andrzeja Dudy oraz do Mateusza Morawieckiego, kiedy jeszcze był wicepremierem i ministrem rozwoju. I co?
Marku. Nigdzie na Twoim blogu nie znalazłem informacji, że zrezygnowałeś z członkostwa w Radzie ds. Hodowli Koni działającej przy ministrze rolnictwa. Ministrze, którym nadal – niestety – mimo rekonstrukcji rządu jest krytykowany przez Ciebie Krzysztof Jurgiel.
Doceniam to, że próbujesz przekonywać innych, w tym decydentów, do swoich racji. Jednak zwracam Ci uwagę, że to tylko jedna strona medalu. Drugą stroną twojego członkostwa w Radzie jest to, że swoją obecnością w niej żyrujesz to, co się dzieje obecnie w państwowej hodowli koni arabskich. Czy tego chcesz? Aby Cię zapamiętano, jako żyranta tej degrengolady?
Marek Szewczyk



Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 01.11.2018, 18:20 Uaktualniono: 01.11.2018, 19:32 |
![]() I think this site contains some really wonderful information for everyone :
D.
|
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 12.01.2018, 18:11 Uaktualniono: 12.01.2018, 19:19 |
![]() Korzystając z gościnnych łam „Hipologiki” chcę się odnieść do artykułu, który był punktem wyjścia wymiany listów, oświadczeń itp. Chodzi o artykuł pani prof. Krystyny Chmiel opublikowany w polskiearaby.com, a dotyczący programu hodowli koni arabskiej czystej krwi w stadninach państwowych. Pani profesor, jako przewodnicząca Zespołu ds. Koni Arabskich przy Radzie ds. Hodowli Koni w jeszcze większym stopniu niż pan Marek Grzybowski (w jego przypadku to już czas przeszły) żyruje poczynania hodowlane w stadninach państwowych, w szczególności w dwóch największych - Janowie i Michałowie. Wszyscy mają w oczach, gdy w 2016 roku w trakcie pamiętnej konferencji prasowej w Janowie po upadku pierwszej z klaczy pani Watts, prof. Chmiel z egzemplarzem programu z 2001 roku w ręce oferowała swe usługi Waldemarowi Humięckiemu. Sam fakt, że w składzie Zespołu nie ma Jerzego Białoboka, Anny Stojanowskiej i Marka Treli czyni go kuriozalnym szczególnie, gdy zestawi się to z figurującymi w nim niektórymi nazwiskami.
Pani prof. Chmiel nie kryje krytycyzmu, także w omawianym artykule, wobec pewnych decyzji hodowlanych wyrzuconych prezesów. W skrócie obarcza ich winą za niedostateczną dbałość o zachowanie polskich linii, przede wszystkim męskich i doprowadzenie do dominacji ogierów z linii Saklavi I. Można więc było sądzić, że ten aspekt będzie szczególną troską kierowanego przez nią Zespołu. Tymczasem wiele decyzji obecnych włodarzy stadnin jest jak sądzę w oczywisty sposób sprzeczne z programem, a Pani Krystyna Chmiel milczy. To, że decyzje takie podjęto zdaje się świadczyć o nikłym wpływie Rady i jej Zespołu na to, co dzieje się w stadninach. Zresztą autorka sama przyznaje, że brak jest „mechanizmów wykonawczych do programu”. Ale dlaczego zamiast protestu mamy milczenie lub publicznie wyrażaną akceptację? Zacznijmy od sprawy zachowania rodów męskich i wystawienia na aukcji 2016 ogiera Alert (na szczęście nie sprzedanego). Przed aukcją w tv Pani profesor powiedziała, że nie widzi nic złego w tym, by ogier odszedł z polskiej hodowli. Alert (Andaluzja - Piaff) jest reprezentantem rodu Ilderim – czyżby Pani profesor nie widziała niebezpieczeństwa „powieszenia” losów rodu na jednym starzejącym się Piaffie (kary Albedo jest w zupełnie innym typie)? Gorące pochwały zbiera Hanna Sztuka za użycie ogiera Ekwist (syn Eukaliptusa z rodu Ibrahim) i dzierżawę ogiera Eternal (Ewitacja – FS Bengali) z rodu Bairactar. Tyle, że.... w tych pochwałach pomija się fakt, że najwięcej i najlepsze matki michałowskiego stada dostał ogier Sahm El Arab nie dość, że z niechcianego rodu Saklavi I, to na dodatek koń bardzo kiepskiej jakości z licznymi wadami pokroju. Nie sądzę, by ustawiła się kolejka chętnych na „szczupacze główki” jego potomstwa. Jak to się ma do programu? Czy nie jest to marnowanie potencjału hodowlanego stada? Do odtworzenia rodów trzeba starannie dobierać ogiery. Czy wybór Ekwista, jako tego który ma przedłużyć ród Eukaliptusa jest trafny? Podobno michałowski poprawny i dzielny Grafik ma kłopoty z nasieniem, ale jest jeszcze janowski Alwaro. Ekwist, urodzony w Michałowie, ma dobry „papier”, ale sam ma wiele wad (nie bez powodu został wybrakowany ze stadniny) i choć wiekowy ma tylko dwie sztuki zarejestrowanego potomstwa. Już wkrótce pojawią się nieliczne źrebaki po nim i zweryfikują sensowność jego użycia. Mimo sceptycyzmu mocno zaciskam kciuki, by urodziło się coś wartościowego. W celu zmniejszenia dominacji Saklavi I i unikania inbredu, dyr. Białobok wydzierżawił ogiera Vitorio TO wprowadzając nową linię męską. W Michałowie urodziło się kilka ładnych klaczek oraz w prywatnej hodowli bardzo ładny Calateon. Calateona już w kraju nie ma, a klaczek też, bo Michałów je sprzedał. To dobrze, czy źle z punktu widzenia programu? W sprawie analizy rodów męskich i możliwości ich wzmocnienia lub odtworzenia artykuł nie wnosi nic. Jest tabelka z procentowym (a nie w liczbach bezwzględnych) udziałem poszczególnych rodów (z dokładnością do drugiego miejsca po przecinku, co jest bardzo śmieszne w odniesieniu do nielicznej populacji ogierów kryjących – informacja, jaką liczbą ogierów dysponujemy jest lepsza niż ta, że jest ich 10,26 %. Ile jest policzyć się nie da, bo łączna liczba ogierów nie jest podana). W przeszłości z sukcesem wracano do polskich linii lub je wzmacniano importując ogiery o polskim rodowodzie „po mieczu”. Przykładem może być Tallin (potomek Araxa, który dał w Michałowie Wojsława), Probat (odtworzył linię Kuhailan Afas) a także epokowy dla naszej hodowli Monogramm, urodzony w USA, ale o polskim rodowodzie. Bardzo brakuje analizy, gdzie poza Polską można przedstawicieli danych rodów odnaleźć. Jeżeli Zespół ds. Koni Arabskich szacownej Rady traktuje program poważnie, to taka analiza jest konieczna. Tymczasem dzierżawione zza granicy ogiery to Saklavi, Saklavi, Saklavi..... Jest jeszcze kwestia rodów żeńskich. Żadna z linii nie została utracona, ale niektóre z nich są trudniejsze do utrzymania i o ich najlepsze przedstawicielki trzeba dbać. Była już o tym mowa na blogach Hipologiki. Tymczasem... Nie ma Sefory, Anawery (?), Dżakarty, Dębowej Tarczy, Larandy.. wszystko wybitne klacze O CZYSTO POLSKIM rodowodzie reprezentujące mniej liczne linie żeńskie. Czy to jest zgodne z filozofią programu? Wątpię. Reasumując. Szkoda, że artykuł dotyczący programu, a opublikowany w portalu, który czytają osoby zainteresowane hodowlą koni arabskich jest tak powierzchowny. Jeszcze większa szkoda, że prof. Krystyna Chmiel jako przewodnicząca Zespołu ds. Koni Arabskich de facto żyruje niekorzystne dla hodowli działania. I albo nie widzi sprzeczności w działaniach stadnin z lansowanym przez siebie programem, albo nie ma odwagi by publicznie skrytykować nominatów "dobrej zmiany". |
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 12.01.2018, 9:47 Uaktualniono: 12.01.2018, 11:44 |
![]() Jeszcze dodam uwagi do artykułu w "National Geographic". Autor odnotowuje postać emira Rzewuskiego, jako ważnej persony dla polskiej hodowli arabów. To niewątpliwie postać legendarna, ale czy ważna dla hodowli? Nie do końca tak jest. Owszem, stado Rzewuskiego było ponoć wspaniałe, ale przepadło w konsekwencji Powstania Listopadowego. Nie można więc mówić, że 137 koni z tego stada miało znaczący wpływ na dziewiętnastowieczną czy współczesną hodowlę. Ale jeden koń sprowadzony przez Rzewuskiego na pewno miał. To Bairactar or.ar., kupiony przez Rzewuskiego dla stadniny w Weil, który zaistniał w polskiej hodowli głównie przez ogiera Amurath Sahib ur. 1932, ojca Bałałajki i tym samym dziadka Bandoli czy Baska, a bardziej współcześnie reprezentowanego choćby przez Wojsława czy Druida.
No i druga uwaga, nie tyle Rzewuski, ale bezpotomnie zmarł przede wszystkim Juliusz Dzieduszycki, co położyło kres stadninie Jarczowce (choć nie stadu, przejętemu przez spadkobierców).
W temacie zasadniczym, czyli przyczyn sukcesu państwowej hodowli arabów, w XIX wieku, poza samym zapleczem ekonomicznym majątku, o sukcesie decydowała potomna lub bezpotomna śmierć magnata, a po II wojnie, stabilność państwowej własności niepodważana koniecznymi ze względów biologicznych zmianami dyrekcji stadnin. Niestety, obecna "dobra zmiana" nie miała uzasadnienia metrykalnego...
IG
|
|
![]() |
|
|
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 11.01.2018, 9:00 Uaktualniono: 11.01.2018, 10:29 |
![]() Nie od dziś zasadniczym błędem uczciwych osób, które się zgłaszają do organizacji/organów zarządzanych przez nieuczciwych decydentów, jest wiara w to, że ich osobista uczciwość wygra z nieuczciwością systemową. Tu z Radą jest podobnie. Skąd wiara tych mniej czy bardziej kompetentnych osób, którzy się zgłosili do Rady z własnymi pomysłami na hodowlę koni arabskich, że ktoś ich wysłucha i przyjmie za swoje ich argumenty? Przecież to jest absurd: od dawna w naszym kraju na każdym szczeblu urzędnicy w sporze z petentem skupiają się na obronie swoich decyzji, a nie na uznaniu racji petenta.
Jeżeli na polskim rynku brak jest fachowców od arabów o kompetencjach porównywalnych do odwołanych prezesów, to nie można oczekiwać, że w stadninach dojdzie do zasadniczej zmiany na lepsze. Nie można tez oczekiwać, że jakikolwiek pisowski polityk powie "mea culpa" i zmieni swoją decyzję. To wiemy po dwóch latach rządów tej formacji, która się nie cofa nawet znad skraju przepaści. Jedyne pytanie, jak daleko jest dzisiaj do przepaści naszym stadninom?
IG
|
|
![]() |
Autor | Wątek |
---|---|
Gość | Wysłano: 11.01.2018, 8:04 Uaktualniono: 11.01.2018, 10:29 |
![]() Bask
|
|
![]() |